Historia pewnego zdjęcia
16.04.2019Co mógłbym tu teraz napisać o Elbrusie? O tym, że to po lipcowym Mont Blanc jest mój drugi osiągnięty już cel na drodze do Mojej Korony Ziemi? Napisać o dużych śniegach, przeraźliwym zimnie i nocy na 3800 m n.p.m.? A może napisać o zwiedzaniu Moskwy, Kremla, cerkwiach, ikonach, potędze państwa i Placu Czerwonym? A może nic nie pisać, bo ponoć milczenie jest złotem? Chyba o czymkolwiek bym pisał lub nie napisał zawsze będzie jakiś niedosyt. Pewne rzeczy trzeba przeżyć, je doświadczyć i się w nie zanurzyć z pełnym zaangażowaniem.
Ale napiszę o pokorze, o doświadczeniach, o tym że jak wieje wiatr to wieje naprawdę, jak pada śnieg to pada na 100% i jak jest zimno to jest faktycznie zimno. Napiszę o prawdzie – tej najprawdziwszej, która choć jeszcze nie w pełni, ale w pewnym sensie zaczyna się wyłaniać z tej całej i niby nudnej „przyziemności”.
Góry, skały, wspinanie i taki np. Elbrus i nocleg na 3800 m n.p.m. pokazują mi często jak wiele w życiu mijamy i jak dużo przegapiamy…
A po co? Po co gonimy, coś chwytamy, gdzieś biegniemy, jesteśmy gdzieś nie będąc nigdy i nigdzie? Te właśnie „moje górskie życie i rożne historie z tym związane dają mi realny komfort przeżywania dyskomfortu i ogrom wszechobecnego braku..
Podchodząc jeszcze tylko i wyłącznie pragmatycznie do sytuacji i do problemów związanych, gór, a szczególnie gór wysokich i do wymiernych efektów wycenienia moich postępów rehabilitacyjnych, nazwania ich i zakwalifikowania pod konkretne liczby, powiem szczerze i z pełną odpowiedzialnością, że wcale mnie to nie interesuje. Ludzie uwielbiają liczby, statystyki, jakieś wymierne dane i wyniki. Nie wiem, ale dla mnie o wiele ważniejsze od tego typu rzeczy jest to, że na 3800 m n.p.m. i przy -20 mogę położyć się w śniegu i zrobić zdjęcie…
Bartek Michalak
[TY TEŻ MOŻESZ – projekt Bartka Michalaka]